Oblivion... Chyba najbardziej oczekiwana gra cRPG roku pańskiego 2006, co nie powinno dziwić, jako że jest to kolejna gra z serii The Elder Scrolls, czyli sequel znanego i lubianego Morrowinda. Uważam, że jakichkolwiek wymagań by nie stawiali przed Bethesdą fani TES, czwarta część serii spełnia je wszystkie. The Elder Scrolls są znane przede wszystkim z nadzwyczajnego realizmu, który w Oblivionie wciąż stoi na wysokim poziomie.
Fabuła kręci się wokół ataku Daedr na Cyrodiil, gdzie, czy tego chcemy czy nie, po raz kolejny dołączamy do tajnej organizacji o nazwie "Ostrza". Fabuła nie wydaje się być zbyt naciągana, jeśli pominiemy fakt, że sam Imperator Uriel Septim ma sny o naszym bohaterze, który siedzi w więzieniu.
Muszę przyznać, że wspomniane wyżej Daedry bardzo się zmieniły od czasów Nerevaryjczyka, w którego to dane nam było się wcielić w prequelu Obka. Otóż Scampy, urosły na tyle duże, że bez problemu wzrostem przewyższają Bretonów, a także zamiast walczyć pazurami potrafią również rzucać kulami ognia, a także potrzeba na nie zużyć dwa razy więcej czarów ognia niż na Dremory, które uzyskały teraz ludzką twarz. Dremory były na Vvardenfell najbardziej daedrycznymi ze wszystkich Daedr - potężnymi istotami odzianymi w pełną daedryczną zbroję, w Oblivionie zaś mamy szansę poznania natury Dremor, które są niczym innym jak tylko ludźmi oddanymi kultowi daedrycznemu.
Jednak moim zadaniem nie jest rozpisywanie się na temat tego, jak bardzo Daedry się zmieniły, tylko pisanie na temat, jak zmieniła się seria TES, oraz, przede wszystkim, czym jest ta gra, jako że nie każdy grał w tę serię.
Daedry to cwane skubańce, może nie wszystkie, ale ich Lord, którego to musimy pokonać, z pewnością tak, skoro planuje wytępić ród Septimów i idzie mu to z początku nawet skutecznie, bowiem jego słudzy zabijają Imperatora. Daedrom udało się także zniszczyć miasto Kvatch, w którym postawiły portal łączący Cyrodiil i tytułowy Oblivion - ojczyznę Daedr. Gdy patrzysz na ów portal rozgrzane powietrze faluje pokazując graczowi jakie smaczki kryje w sobie grafika gry. Gdy po raz pierwszy przeszedłem przez owe drzwi do krainy Daedr, z początku pomyślałem sobie Eee, nic ciekawego, ponieważ rzeczywiście, Oblivion wydawał się być banalnym, stereotypowym piekłem ze spaloną ziemią i lawą wokoło. Zdecydowanie spodziewałem się czegoś bardziej... daedrycznego. I znalazłem to coś. Cel mojej wizyty w piekielnym wymiarze przerósł moje oczekiwania. Była to wielka daedryczna wieża z gigantycznym słupem ognia pośrodku, które jako jedyny obiekt we wszystkich mych podróżach w wirtualnym świecie przypomniały mi o moim lęku wysokości, co było naturalne, jeżeli wbiegając wysoko spiralnymi schodami wijącymi się wokół ognistego słupa patrzyłem w dół, którego dno było daleko poniżej mnie. Wielka wieża miała również połączenie z dwoma mniejszymi wieżyczkami, które to połączenie było mostami zawieszonymi na tyle wysoko poniżej ziemi, że gdybym nawet wytrenował akrobatykę do poziomu 100, to i tak spadając bym się zabił.
Twórcy gry wprowadzili wiele nowych rzeczy, jak na przykład zupełnie nowe spojrzenie na walkę w porównaniu z innymi częściami serii. Teraz gdy nasza broń przejdzie przez ciało przeciwnika, to zostanie on trafiony, podczas gdy w Morrowindzie mogłeś godzinami siekać wroga i nie trafiać. O ile ta zmiana była konieczna, to Power Attacki nie były konieczne, aczkolwiek bardzo przydatne. Teraz możemy wyprowadzać bardzo potężne ciosy kosztem naszej kondycji.
Nie tylko walka się zmieniła, dano graczom również bardzo użyteczne stworzenia jakimi są konie. Jazda na nich jest bardzo przyjemnym doświadczeniem i pozwala szybko się dostać w każde miejsce, niestety gracz nie czuje się zdeterminowany by zakupić sobie owe zwierzę, ponieważ niestety powrócił Fast Travel opuszczony przez Bethesdę w Morrowindzie. Ten sposób podróżowania, zmora psująca klimat gry, polega na tym, że klikając na miejsce odkryte na mapie błyskawicznie się tam przenosimy. Oczywiście wszelkiego rodzaju forty, ruiny i jaskinie musimy odkryć sami, jednak miasta już znajdują się na mapie i od początku gry możemy się swobodnie pomiędzy nimi przemieszczać. Na szczęście nie ma przymusu używania FT, jednak jest to jak granie, kiedy znasz kody - starasz się grać honorowo i nie używasz ich, jednak później zdajesz sobie sprawę, że w niektórych momentach po prostu musisz tego użyć!
Ogromne wrażenie robi grafika. Wspomniana już wyżej daedryczna wieża to mały pikuś w porównaniu ze wspaniałością Cloud Ruler Temple - twierdzy Ostrz w zaśnieżonych górach w pobliżu mroźnego miasta Bruma. Z muru tej twierdzy możemy podziwiać epicki krajobraz wielkich gór niknących w nawałnicy śniegu.
Z pieniędzmi jest w Oblivionie mały kłopot, ale są sposoby by szybko zarobić. Możemy wstąpić do Gildii Złodziei, gdzie skupują kradzione przedmioty, jeśli jesteśmy dobrym w otwieraniu zamków złodziejem, bądź dobrze skradającym się kieszonkowcem. Jednak zdecydowanie lepszy sposób zarabiania pieniędzy, i to nie wymagający żadnych umiejętności, znajdziemy w centrum Imperialnego Miasta, na Arenie. Postać, która jest potężnym magiem lub silnym wojownikiem może spróbować się jako gladiator. Pit Dog, czyli początkujący wojownik, na Arenie zarabia tylko 50 septimów za walkę, ale z każdą kolejną rangą nasz zarobek zwiększa się o 50 spt. Możemy więc szybko się wzbogacić, bądź szybko zginąć.
Walka na Arenie jest przede wszystkim bardzo klimatyczna. Każdą walkę rozpoczyna krótka zapowiedź zaczynająca się od słów Good people of the Imperial City ale kończąca się dla każdej walki inaczej. W trakcie walki, gdy dostatecznie mocno zranimy przeciwnika da się słyszeć dziki wrzask publiczności, co jest szczególnie wspaniałe jeśli mamy głośniki rozkręcone na maksimum. Pisałem już, że na Arenie może zarobić każdy, niezależnie od zdolności, a przecież nie każdy jest w stanie siekać kolejnych przeciwników. Drugim sposobem zarabiania na Arenie są zakłady polegające na obstawianiu zwycięzcy walki.
Jeśli ktoś podróżuje bez używania Fast Travel, może zobaczyć cuda fizyki w postaci naszych ofiar turlających się w dół zbocza. Niestety to dotyczy także koni, które nie są przecież nieśmiertelne. Jednak nawet jeśli nie umierałyby, to i tak nie byłoby pożytku z konia, którego zaatakował wilk, ponieważ płoszą się one i gnają w las, a my nie jesteśmy w stanie go dogonić.
Interfejs nie jest najprzyjemniejszy i naraz widzimy maksymalnie tylko sześć przedmiotów co ja osobiście uważam za irytujące. Natomiast możemy je uszeregować według ich wytrzymałości, przydatności bitewnej, wartości pieniężnej czy ciężkości, co jest zmianą na lepsze w porównaniu do interfejsu z Morrowinda.
Za największą wadę Obliviona uznaję jego gigantyczne wymagania sprzętowe i mimo że na moim kompie chodził płynnie na najwyższych detalach, to wiem że nie wszyscy mają tak dobrze jak ja. Mój przyjaciel na przykład, żeby móc grać musiał tak zmniejszyć detale, że najpiękniejsza gra cRPG jaką w życiu widziałem, była tak brzydka, że odechciało mu się grać. A szkoda!
Tytuł: |
The Elder Scrolls IV: Oblivion |
Producent: |
Bethesda Softworks |
Wydawca: |
Cenega |
Rok wydania: |
2006 |
|